Etap V. zaczął się w Zurychu, mieliśmy piękną pogodę i świetną przewodniczkę. Następnego dnia po przekazaniu kuli energii ruszyliśmy samochodem do Buchs i tam zaczęła się nasza przygoda rowerowa. Zaraz na początku przekroczyliśmy na 5 minut granicę z Liechtensteinem,
a potem mknęliśmy w słońcu i głównie po płaskim powoli zachwycając się szwajcarskimi krajobrazami. Staraliśmy się zawsze dojechać do celu przed zmierzchem, połykaliśmy zachłannie kolejne kilometry, ale nie przeszkadzało nam to w podziwianiu alpejskich widoków, wdychaniu naturalnych zapachów (ziół ale i nawozu). Pomimo paru deszczowych dni, wiatru, wspinaczki i pchania rowerów humory nam dopisywały, a sił nigdy nie zabrakło. Zatrzymywaliśmy się, żeby coś przekąsić, rzadziej
w restauracji, częściej w polu, przy jeziorze albo przy fontannie. W efekcie po dwóch najcięższych etapach (długich, ze znacznymi przewyższeniami, częściowo w deszczu), w kolejnych każdy z uczestników za punkt honoru wziął sobie, żeby podjechać pod każde wzniesienie bez pchania roweru. I to się udało! Ostatni etap z Lozanny do Genewy (najdłuższy, prawie 80 km) zakończył naszą szwajcarską przygodę, zmęczeni, ale szczęśliwi dotarliśmy na podgenewski camping równo z zachodem słońca. Rano przekazaliśmy kulę energii uczestniczkom VI. etapu i mogliśmy spokojni, spełnieni
i usatysfakcjonowani wracać do domów. Daliśmy radę i dołożyliśmy jedną cegiełkę do projektu. Wszystkim, którzy jadą albo będą jechać możemy powiedzieć jedno: kilometr po kilometrze i będziemy bliżej zwrotnika!
Małgosia Szakowska
Tak się złożyło, że nie byłam latem na urlopie, dużo pracowałam i czułam się mocno wyczerpana. Informacja o tym, że mogę wziąć udział w wyprawie pojawiła się niespodziewanie i prawie w ostatnim momencie. Zdecydowałam się szybko, cieszyłam się, ale miałam też obawy, czy podołam wyzwaniu pomimo tego, że jeżdżę na rowerze od lat. Nie miałam się czego bać, było świetnie, na trasie czasem słońce, czasem zimno i deszcz,
a ja z dnia na dzień czułam, że moja kondycja rośnie. Szwajcarska przygoda była niezwykła, można powiedzieć egzotyczna, ze swoimi niezmiennie zachwycającymi widokami, a jednocześnie była moim bardzo osobistym sprawdzianem możliwości ciała
i hartu ducha wzmacnianego przynależnością do super zespołu. Wróciłam i …mam piękne wspomnienia, czuję się świetnie i zdrowo. Mój udział w Rolling2Zwrotnik jest dowodem na to, że życie jest pięknie nieprzewidywalne!
Eliza Koniecko
Wróciłam naładowana mega pozytywną energią. Starczyłoby jej aby pojechać dalej, pokonać kolejny etap. Ta energia trzyma mnie do dzisiaj i sądzę, że trzymać będzie jeszcze długo, a wspomnienia będą uwalniały wysokie dawki serotoniny przez kolejnych kilka lat. Mam w sobie ogromną radość i wdzięczność, że stałam się częścią tej przygody. Zdrowie dopisało a zmęczenie towarzyszące wyprawie mieściło się w granicach poziomu, który w moim przypadku nie generował narzekania. Bywało chwilami trudno, ale jaka była satysfakcja na koniec dnia !!! Poza tym zmęczenie uznaję za mało ważny element tej wyprawy, aczkolwiek nieodłączny. Były rzeczy ciekawsze, choćby budzące zachwyt krajobrazy Szwajcarii, serdeczni towarzysze przygody i tak niecodziennie spędzony wspólny czas. Kondycja wypracowana przez kilkudniowe pedałowanie (a także pchanie, zaznaczam – po górę) doskonała forma, przeogromna radość życia no i duma z siebie !!! Taki jest bilans mojego udziału w Rolling2Zwrotnik.